Najmłodszy chłopiec Josef miał zaledwie 7 lat, gdy trafił do Ciloto. Przebywał na ulicy. „Dla nas to abstrakcja”, mówi Radek. Bite, wyrzucone lub wykorzystywane dzieci są wyrzucane z domu lub same uciekają i trafiają na ulicę. Tam dostosowują się do trudnych zasad, wąchają klej, śpią na kartonach w budkach telefonicznych. Gdy trafiają do Ciloto, znów mogą być dziećmi.
Godzina 5. W pokoju wypełnionym piętrowymi metalowymi łóżkami ktoś zapala światło. Zaczyna się kolejny dzień w Ciloto, domu dziecka w Makululu, dzielnicy miasta Kabwe w Zambii. Podopieczni wychodzą z łóżek i idą się myć. – Zamieszkując tu na początku słyszałem hałas 65 chłopaków. Jeśli wstają, to słychać, że już wstali. Jeśli coś robią to słychać, że to robią – opowiada Radosław Kozakiewicz, wolontariusz. Pierwszym punktem dnia są wspólne modlitwy, a po nich śniadanie.
– To co najbardziej lubię tutaj to modlić się, czytać i chodzić do szkoły – opowiada Friday. Chłopiec oprowadzi nas po placówce, która teraz jest jego domem. Zamieszkał tu w 2017 roku, jest jednym z pierwszych przyjętych wychowanków. Nie ma rodziców. Spotkamy się z nim przed budynkami. Ma bardzo życzliwy uśmiech.
– To jest pierwszy dom, w którym spałem, jak przyjechałem. To jest drugi dom, w środku jest świetlica, gdzie mamy też codzienne Msze święte, a to jest trzeci dom, to jest nowy dom. Dzisiaj przyjechaliście do Ciloto i chcę wam pokazać, co tu robimy i jak pracujemy.
Pokazuje dłonią ładne, parterowe budynki z jasnozieloną lub beżową dachówką. Idziemy za chłopcem, ubranym w niebieską bluzę.
– Mamy dwie kuchnie. Tutaj taką, w której używamy drewna do gotowania. W tym miejscu mamy jadalnie, tutaj jemy wszystkie posiłki – wyjaśnia Friday. W jadalni i kuchni robi się gwarno. Wyznaczeni chłopcy razem z wolontariuszami przygotowują posiłek. Ciekawi nas, co najczęściej jedzą, Friday jakby przeczuwał, że o to zapytamy, wylicza: – Na śniadanie jemy sampo, tobłę i chleb tostowy. Czasami w porze deszczowej jemy słodkie ziemniaki i dynie. Kiedy skończymy jeść, opiekunowie wyznaczają nas do pracy w jadalni i w kuchni. Zaczynamy od sprzątania stołów, zamiatamy i na koniec myjemy podłogi.
Po śniadaniu i porządkach czas na kolejne zajęcia i naukę. Chłopcy zaczynają lekcje w szkole o różnej porze. Jeśli idą na poranną zmianę, która zaczyna się o 7, to po powrocie sprzątają, wypełniają swoje obowiązki. Ci, którzy zajęcia szkolne zaczynają później, rano sprzątają i się uczą. – Plan dnia każdego chłopca jest bardzo intensywny od pobudki o piątej rano, przez modlitwy i prace porządkowe. Każdy chłopiec w tygodniu ma swoje obowiązki. Oczywiście przede wszystkim mają szkołę i edukację, ale też sprzątają pokoje i przestrzenie, gdzie funkcjonują oraz pracują w ogrodzie czy zajmują się zwierzętami – mówi Radek, o obowiązkach podopiecznych.
Bilet do lepszego życia
– Bardzo lubię uczyć się, chodzić do szkoły, bo jak wykształcę się, to później będę miał lepiej w życiu – oznajmia nam Friday z uśmiechem. Szkołę lubią. Przynajmniej większość spośród ponad 60 chłopców, choć dla nich początki były trudniejsze niż dla innych dzieci. Wyjaśnia to ks. Michał Wziętek, dyrektor placówki i domu dziecka: – Dzieci z ulicy, które przychodzą do szkoły, mają na początku dużo problemów. Ale ponieważ nasza szkoła jest właśnie dla takich dzieci, to jakoś sobie z tym radzą. Najtrudniejszy czas to jest pierwsza klasa, druga klasa, kiedy muszą się nauczyć czytać i pisać, a potem już bardzo szybko nadrabiają zaległości i radzą sobie bardzo dobrze. Niektórzy z nich, mają nawet pierwsze czy drugie miejsce w szkole czy klasie. Oczywiście są też dzieci, które mają duże problemy z nauką ze względu na długi czas przebywania na ulicy i używania różnych substancji odurzających.
Na początku uczone są czytania i pisania. – Zaczynamy od umieszczenia ich w specjalnej klasie przed zapisaniem ich do normalnej klasy. Więc to pomaga im nadrobić zaległości do reszty uczniów – opowiada ks. Irvin Lumano, dyrektor szkoły. – A kiedy patrzysz na dzieci, które pochodzą z ulic, one również nadrabiają braki dość szybko z powodu rodzinnej atmosfery w szkole. Otrzymują wsparcie od swoich kolegów.
Nauczyciele wiedzą, że przeszłość tych uczniów wywarła na nich mocne piętno, na co uczula Gideon Njobvu: – Pierwsze, co robimy, gdy przyjmujemy dziecko z ulicy lub z jakimikolwiek trudnościami w nauce, to znajdujemy czas, żeby z nim porozmawiać. Dajemy dodatkową pracę takiemu dziecku, wtedy szybciej się dostosowuje i szybciej nadrabia zaległości.
Potrzeba wiele cierpliwości i empatii, żeby dzieci z domu dziecka w pełni dostosowali się do szkolnych reguł, a ich koncentracja się poprawiła. Wcześniej, zamiast siedzieć w szkolnej ławce żebrali, grali na automatach, nie mieli żadnych obowiązków. Nikt nie zadbał o ich edukację. Powody? Różne.
Bright: – Do szkoły nie chodziłem, bo rodzice nie byli w stanie opłacić szkoły i mundurka.
Austin: – Moi rodzice są bardzo biedni i w domu nie było jedzenia, nie chodziłem też do szkoły i dlatego zacząłem chodzić na ulicę, żeby tam zarabiać na jedzenie.
Wielu chłopców z domu dziecka zostało zabranych właśnie z ulic Kabwe.
Być dla kogoś
W domu dziecka docenia się bardzo codzienność. Chłopcy mają wiele obowiązków, ale wypełniając je, opowiadają śmieszne historie lub dzielą się trudnymi wspomnieniami. To tworzy relacje, zbliża ich do siebie, a może dla nich jest częścią terapii. Tak jest na przykład podczas wspólnego obierania warzyw i gotowania pod specjalnie przygotowaną wiatą. Chłopcy są specjalistami w gotowaniu ich narodowej potrawy – nshimy.
– Najpierw wlewamy wodę do garnka, a następnie stawiamy garnek na ogniu, czekamy aż woda będzie ciepła, wtedy dosypujemy mąkę kukurydzianą. Po zrobieniu gęstej kaszki ciągle dodajemy mąkę kukurydzianą i mieszamy drewnianą łyżką aż zrobi się gęsta jak rozbite ziemniaki. Tak to wygląda – wyjaśnia przepis Friday. Wydaje się proste, jednak trzeba nabrać wprawy i… mieć sporo siły. Mieszanie w dużym garze nshimy, która z każdą minutą staje się coraz bardziej gęsta, wymaga sporej dawki krzepy. A przerwy nie można zrobić, bo się przypali.
Chłopcy uśmiechają się, skaczą, radośnie podrygują w rytm muzyki, która dobiega z oddali. Nam o swojej przeszłości nie mówią za wiele. Nie dzielą się trudnymi wspomnieniami, szczególnie gdy kogoś nie znają. Rany ukrywają. Trudno im opowiadać, jak mocno uderzył ich tata, ile razy wracał pijany lub nie widzieli go od kilkunastu lat. Niestety w Makululu problemem jest nie tylko alkoholizm mężczyzn, lecz także kobiet. , co zaznacza Gideon Chunu, jeden z opiekunów w Ciloto: – Mężczyźni i kobiety piją. W gospodarstwie domowym ojciec i matka, oboje, idą pić i dzieci są zostawione same w domu.
Pewnie o wielu historiach nie dowiedzą się dorośli, zostanie to między chłopcami, którzy zwierzali się sobie podczas gotowania, sprzątania czy zabaw.
Jak żyć z traumą?
No właśnie. Przeszłość chłopców? Przytłoczy niejednego dorosłego. Poznajemy ją w urywkach głównie dzięki wychowawcom i wolontariuszom. Chłopcy odpowiadają o niej ogólnie. W domach byli bici, wyzyskiwani, zmuszani do dorywczych prac. Rodzice lub opiekunowie nie interesowali się ich edukacją, zdrowiem i codziennością. Ojcowie, czasem matki, wyjeżdżali na dwa-trzy miesiące (a może na zawsze), żeby łowić ryby. Kobiety zakładały „nowe” rodziny i ich partnerzy nie chcieli zajmować się „obcymi” dziećmi. Co znajdowali na ulicy? Podobnych do siebie, skrzywdzonych i porzuconych. Klej, który zaczynali wąchać, bo ktoś ich zachęcił lub zmusił (młodzi mężczyźni uzależniają ich od kleju, potem wysyłają, żeby żebrali i zabierają im większość pieniędzy).
– Jak się wejdzie w życie na ulicy, to jakoś człowiek obojętnieje i niczego się nie boi. Najważniejsze, tylko żeby miał pieniądze. Jak ktoś przyjdzie i mówi, że da pieniądze, nie myśli się wtedy, że ktoś może zabić na narządy, tylko najważniejsze było, aby zdobyć pieniądze – mówi Austin. Klej pozwala im zapomnieć o głodzie, samotności i braku domu. – Do Ciloto trafiłem pewnego dnia z kolegami, których znałem. Tu w Ciloto mi się bardzo podoba, bo przede wszystkim mam gdzie mieszkać, mam w co się ubrać, mam zawsze co jeść, chodzę do szkoły, chodzę też do kościoła.
Na co dzień na ulicę wychodzi Mathews Mulongoti, jeden z pracowników domu dziecka lub ks. Michał. Poznają sytuację chłopców, pomagają, zapraszają do Ciloto, rozmawiają z nimi. Reagują szybko, gdy na ulicy pojawia się ktoś nowy.
– Chłopcy przyjeżdżający z ulicy, tutaj do nas, do ośrodka, w pierwszej kolejności dostają możliwość kąpania się, umycia, dostają jedzenie, ale też dostają czyste ubrania. Ich stare zostały. Najczęściej są palone – opowiada Radek.
Liczy się tu i teraz
Od kilku lat w Ciloto pomagają wolontariusze z Polski. Prawie rok spędzają z chłopcami w domu dziecka. Zapewniają im opiekę, ale przede wszystkim troskę. – Podczas mojego wolontariatu w domu dziecka moja praca polega przede wszystkim na tym, żeby towarzyszyć chłopcom w codzienności, robić z nimi wszystko, nie za nich, ale z nimi. Zaczynając od tego, żeby pójść rano z nimi rano na Mszę świętą, potem przygotować posiłki, śniadanie, obiad, kolację, żeby pomóc im zaszyć ubrania – wylicza Agata Januszewska, która przyjechała do Zambii w październiku 2022 roku razem Radkiem. Agata jako pielęgniarka opatruje rany, podaje leki, gdy trzeba jeździ z chłopcami do szpitala. Dba o ich zdrowie. Radek pomaga w administracji, rozlicza projekty, pokazuje ich efekty i pisze kolejne wnioski. Jednak najważniejsze jest bycie tu i teraz z chłopcami, którymi nikt wcześniej się nie interesował.
– Każdy chce być blisko nas, poczuć się ważny, bo w swoim życiu zostali odrzuceni – zaznacza Radek. Dlatego od rano do wieczora słyszą: Ba Agata i Ba Radek, choć często w różnych odmianach: Ba Ladek, Ba Radeki (Ba jest wyrazem szacunku do osoby). Uczą chłopców podstawowych rzeczy: – Często zdarza się, że nie mają guzików, mają dziury w ubraniach. Trzeba im w tym pomóc, pokazać jak, żeby oni też potrafili to robić – wyjaśnia Agata. – Pierzemy wspólnie ubrania, myjemy naczynia, podlewamy rośliny. Żyjemy po prostu codziennością. Robimy tutaj wszystko to, co każdy człowiek musi zrobić w domu. Chłopcom towarzyszymy w codzienności, żeby im pomagać. Oni też bardzo doceniają każdy moment z nimi spędzony. To, że im towarzyszymy w każdej czynności tutaj, w domu dziecka”.
Piłka w grze
Prawie codziennie chłopcy po nauce i wypełnieniu obowiązków mają czas na zabawy. – Lubię grać w piłkę – opowiada jeden z chłopców, który jeszcze niedawno mieszkał na ulicy i spał w budce telefonicznej. Oprócz tego grają w siatkówkę lub koszykówkę. Chodzą po linie lub… wykorzystują ją jako huśtawkę. W marcu po raz pierwszy chłopcy mieli okazję bawić się na huśtawce. Widać było na ich twarzach fascynację i radość. Tak wiele się w nich zmienia, gdy trafiają do domu dziecka Ciloto i znów mogą poczuć się dziećmi. Wszędzie ich pełno. Słychać śmiech i śpiew. Gdy w tle pojawi się muzyka, od razu chłopcy zaczynają tańczyć. To mają we krwi. Również tutaj są z nimi wolontariusze. To czas pogłębiania relacji: – Od momentu zamieszkania w Ciloto towarzyszy mi niesamowita wdzięczność za to, że tu jestem i mogę być z tymi chłopakami, którzy najczęściej nie mają nikogo, z kim mogliby spędzić czas. Nikogo kto zwróci na nich swój wzrok, uwagę, poświęci kilka minut – przywitać się, przybić piąteczkę czy uśmiechnąć się do tej osoby. Chłopcy cały czas nas obserwują. Szukają tego kontaktu wzrokowego, przybiegają i chcą być koło nas, chcą być zauważeni – mówi Radek.
– Teraz wchodzimy do świetlicy, w tym miejscu odrabiamy lekcje i gramy w różne gry – na koniec dnia Friday zabiera nas znów do domu dziecka. Tam chłopcy mogą zagrać w szachy, gry planszowe, rysować. Gdy Felix układa puzzle, marszczy brwi, skupia się na zabawie. Patrząc na niego nie widać, ile przeszedł.
Pomoc potrzebna od zaraz
Prowadzenie domu dziecka dla grupy około 70 chłopców to wyzwanie. Trzeba kupić jedzenie, zapłacić za prąd czy gaz, zapewnić szkołę, zeszyty, długopisy, mundurki. Do przygotowania śniadania potrzeba 10 chlebów, do obiadu np. 10 kg fasoli i 50 kg mąki kukurydzianej do przyrządzenia nshimy. Te ilości robią wrażenie. Jednak przeliczając to na dzienne wyżywienie jednego chłopca wychodzi… 5 zł. Ta suma zapewnia, że chłopiec, który do niedawna nie miał domu i musiał zdobywać jedzenie, teraz już nie jest samotny i głodny. Pomóż chłopcom z domu dziecka i zapewnij im posiłki.