Na ulicę trafiają, gdy są jeszcze dziećmi. W domu byli bici, wykorzystywani i opuszczeni. Sami uciekli lub zostali wyrzuceni. Bezdomność dzieci w Kabwe to jeden z poważniejszych problemów. Jeśli nie otrzymają pomocy, pozostaną na ulicy na zawsze.
„Na ulicę poszedłem ze względu na to, że w domu nie było co jeść”, Felix. Bieda. To główna przyczyna pracy dzieci i wysyłania ich na ulicę, gdzie szukają dorywczych zajęć lub żebrzą. „Moi rodzice są bardzo biedni i w domu nie było jedzenia, nie chodziłem też do szkoły i dlatego zacząłem chodzić na ulicę, żeby tam zarabiać na jedzenie”, Austin. Najczęściej noszą zakupy, zbierają plastik. „Chodziłem na ulicę żebrać pieniące, zbierać butelki i potem sprzedawałem”, Joseph. „Rodzice pili i bardzo często były bijatyki w domu”, Felix. Alkoholizm i przemoc to kolejny powód bezdomności dzieci. Są bite, wykorzystywane seksualnie, porzucane. „Mama nie ma stałej pracy, czasami dorywczą, rodzice są rozwiedzeni. Tata czasami jakąś pomoc przekazywał na mnie. Głównym problemem w domu było to, że mamy też nie było w domu i nie było jedzenia w domu”, Emmanuel. Rozwody i nowi partnerzy to trzeci powód. O tym chłopcy mówią niechętnie, bo odpychają od siebie poczucie porzucenia.
Ulica uzależnia, bo daje poczucie fałszywej wolności. Ulica uczy kradzieży, żebrania i pracy za kilka kwacha. Ulica zabija przyszłość. – Oni, jak tylko obudzą się, pójdą na skrzyżowanie i przynajmniej będą mogli zarobić coś, żeby kupić coś na śniadanie. A po tym czasie tak jest już ciągle. Tak po prostu, żebranie, żebranie o jedzenie, o klej. To jest ich codzienna rutyna – opowiada Mathews Mulongoti, streetworker z domu dziecka w Ciloto. Ulica daje pozorne schronienie, bo w domu było jeszcze gorzej. „Rodzice pili i bardzo często w domu były bijatyki”, Felix długo żył na ulicy, jako jeden z nielicznych dużo o tym opowiada. Ulica staje się ich domem. – W Polsce to jest niespotykane, żeby mały chłopiec, kilkuletni mieszkał na ulicy, kradł czy korzystał z używek – zauważa Radosław Kozakiewicz, wolontariusz z Polski. W Zambii, w Kabwe ten widok jest codziennością.
Wąchają klej, żeby zapomnieć
Na ulicy panują zasady, które narzucają silniejsi. Głównie ci od lat funkcjonujący i mieszkający w tych warunkach – młodzi mężczyźni uzależnieni od różnych substancji odurzających, dilerzy, złodzieje. Wykorzystują słabszych. Jeśli na ulicy pojawi się nowy chłopiec, to staje się łatwą ofiarą, o czym opowiada Mathews: – Kiedy przychodzą na ulicę, to są dosłownie maluchami, więc starsi wysyłają je, by żebrały za pieniądze. Potem, gdy już przyniosą pieniądze, konfiskują je. Zostawiają im tylko trochę. Następnie gdy mają trochę pieniędzy, to mówią im, żeby kupili klej.
Jeśli sięgną po klej, po raz pierwszy zaczną go wąchać, szybko wpadają w sidła uzależnienia. Niektórzy robią to za namową, inni, bo chcą zapomnieć, o swojej sytuacji. – Jeśli są na ulicach i rodzice ich zaniedbują, próbując o tym zapomnieć, zwykle idą po klej, żeby samemu uspokoić się – Mathews na co dzień odwiedza ulicę, więc historię chłopców zna dobrze.
Natychmiastowe skutki uzależnienia: obojętność, brak koncentracji, zaniki pamięci, agresja lub bierność. Skutki długofalowe: zaburzenia osobowości, depresja, stany lękowe, psychozy. Skutki najtragiczniejsze: śmierć. Z czasem osłabia kości i powoli zapada się ich klatka piersiowa. Pojawiają się duszności i zagrożenie życia. Gdy ktoś zaczyna wąchać w wieku 9, 11 czy 13 lat i codziennie sięga po używkę, może umrzeć w wieku 15 lat. – Klej, który wdychamy jest bardzo niebezpieczny. Może nawet zabić – mówi Austin. I zabija. Niestety ks. Michał Wziętek, informuje, że dochodzi do takich przypadków. Młody organizm szybko uzależnia się od toksycznych substancji.
– Bardzo często przez cały dzień nic nie jedliśmy, tylko wąchaliśmy klej. Najtrudniejszą rzeczą było to, że jak się wciągnąłem w wąchanie kleju, to potem już tylko myślałem codziennie, jak tu zdobyć pieniądze na wąchanie kleju, nie myśląc już o czymś innym – wspomina Austin. Klej kupują w plastikowych butelkach. Dilerzy rozlewają go do mniejszych pojemników i sprzedają.
– Pełna zakrętka od butelki kleju do wąchania kosztuje trzy kwacha, a jak tylko na dnie to jeden kwacha – dodaje Jacob.
Mathews troszczy się o chłopców. Dla niego to nie tylko praca, widać jego zaangażowanie, wyjaśnia, że najlepsza jest natychmiastowa pomoc: – Najczęściej, kiedy znajduje się nowego chłopaka, to zaleca się, aby chłopiec został zabrany z ulicy natychmiast, zanim doświadczy wąchania kleju.
Czy to się udaje? Niestety nie.
Śpią na kartonie, bo jest trochę cieplej
– Na ulicy żebraliśmy o pieniądze, potem za te pieniądze kupowaliśmy jedzenie i klej do wąchania. Spaliśmy w budkach telefonicznych – mówi Jacob. Noce. Dzieci szukają schronienia. Przy piaszczystej drodze ustawiony jest rząd budek telefonicznych. Wysokie na około dwa metry, bez okien, blaszane. Dominuje kolor czerwony i żółty. W środku na podłodze wyłożone są kartony, czasami koc lub prześcieradło. Chłopcy śpią w kilka osób na niewielkiej powierzchni. Wtedy jest im trochę cieplej i czują się trochę bezpieczniej. Oprócz budek telefonicznych wybierają korytarze czy opuszczone zaułki. – A teraz, jak deszcze padają, to jest coraz trudniej tutaj mieszkać – wyjaśnia ks. Michał Wziętek, który pokazuje, kartony wyłożone pod jakąś bramą. Misjonarz pomaga bezdomnym i ubogim dzieciom od kilkunastu lat.
Noce potęgują poczucie osamotnienia. Wilgoć powoduje, że zimno przeszywa.
Jacob: – Najtrudniejszą rzeczą na ulicy dla mnie to było, jak nie było pieniędzy na kupienie jedzenia i potem w czasie pory zimnej, zimno. Jak było bardzo zimno, paliliśmy ogniska i kupowaliśmy więcej kleju.
Miał tylko 7 lat, gdy trafił na ulicę
Najmłodszy chłopiec znaleziony na ulicy miał… niecałe 7 lat. Dla nas to niewyobrażalne, żeby dziecko w tym wieku, zamiast zaczynać naukę w szkole podstawowej, całe dnie spędzało lub mieszkało na ulicy. Było bezdomne. Kradło, żebrało lub nosiło komuś zakupy. Po raz pierwszy wdychało klej i już po kilku tygodniach było uzależnione. Gdy na ulicach Kabwe pojawił się ks. Michał, podbiegło do niego dwóch chłopców. Wiek? 8-10 lat. „Nawąchali się kleju bardzo dużo”, mówił misjonarz. Widać to po chłopcach, mają rozbiegane spojrzenie, jakby nieobecne. Ubrani są w brudne, zniszczone koszulki i spodenki. Poznają ks. Michała, bo byli kiedyś w Ciloto… jednak wygrało uzależnienie. „John kilka razy próbował mieszkać w Ciloto, ale uciekał. Royd był razem z braćmi kilka miesięcy w domu dziecka, ale nie wytrzymał”. Dziś jeszcze nic nie jedli, poszli na ulicę żebrać i kupili klej. W dłoni mają jeszcze dziewięć kwacha.
– Czy wąchaliście dzisiaj klej? – pyta ich ks. Michał.
– Nie – opowiadają jeden po drugim. Chłopcy gestykulują mocno. Chcieli przekonać, że nie wąchali kleju.
– Nie kłamcie. Za ile dzisiaj wąchaliście?
– Za dwa kwacha – przyznają, gdy widzą, że kłamstwo się nie udało.
„Mówią, że jeszcze nic nie jedli”, tłumaczy nam ks. Michał. Zachęca, żeby resztę pieniędzy wydali na posiłek. Wskazuje najbliższe miejsce, gdzie mogą kupić pizzę. Chłopcy nie chcą. Zostają z ks. Michałem. Teraz John prosi o możliwość powrotu. Jednak udzielenie pomocy kilkuletniemu chłopcu nie jest proste.
– Jak go weźmiemy, to znów ucieknie i to nie sam, bo kogoś namówi i zabierze na ulicę. Przeważnie namawiał młodszych chłopców – zauważa misjonarz. Co robić? Tym chłopcom potrzeba najpierw profesjonalnego detoksu i terapii, dopiero potem będą w stanie wrócić do szkoły i zamieszkać w domu dziecka. – Leczenie uzależnienia jest planowane w drugim ośrodku. Planujemy, żeby przebywało tam dziesięciu chłopców, będą mieli zapewnioną opiekę medyczną i psychologiczną. Będziemy starać się pomóc im, żeby wyszli z tego uzależnienia – dodaje Agata.
Aresztowani nieletni
Pewnego popołudnia sześciu chłopców z ulicy trafio do więzienia. Nie wiadomo dlaczego. Młodsi mają dopiero 13-14 lat. Troje z nich było wcześniej w domu dziecka Ciloto. Ks. Michał jedzie do nich, żeby zawieść im jedzenie. W celi panuje zaduch, jest brudno. Nie ma łazienki. W pomieszczeniu mających kilkanaście metrów umieszczono za dużo osób, znacznie za dużo. Warunki są tragiczne. Ci chłopcy nie powinni tu trafić, bo nie jest tam bezpiecznie. Czasami dochodzi do przypadków molestowania. Nikt wtedy nie reaguje. Salezjanin chce jak najszybciej wyciągnąć ich stamtąd i zawieść do bezpiecznego miejsca. Przeważnie trzeba wpłacić kaucję i poczekać na oficjalne zwolnienie. Aresztowanie chłopców nie pomaga w ich resocjalizacji, a może pogłębić problem. Choć wiadomo, że niektórzy ze strachu mogą próbować zmienić swoje życie i zawalczyć o lepsze.
Jak pomagać?
Pomoc chłopcom uzależnionym wymaga czasu, sił i wiele cierpliwości. Przede wszystkim współpracy i zapewnienia im bezpieczeństwa, leczenia oraz zajęć. Rząd dostrzega problem, ale nie ma odpowiednich rozwiązań. Dzwonią czasami do różnych instytucji, pytają o wolne miejsca, zabierają siłą chłopców i rozwożą. A oni? Uciekają. Rząd pisze raporty o udzielonym wsparciu, które jest tylko na papierze. Czasami inne organizacje zapraszają dzieci z ulic na dzienne zajęcia. Organizują dla nich zabawy i gry, zapewnią posiłek, a potem odwożą na ulicę.
Ratuj bezdomne i uzależnione dzieci!
W listopadzie 2022 trwała jeszcze budowa ośrodka dla uzależnionych. Na początku 2023 roku rozpoczęły się prace wykończeniowe i zaczęto kompletować podstawowe wyposażenie. Pod koniec marca w domu zamieszkali pierwsi uzależnieni chłopcy. W ośrodku nie było jeszcze wielu sprzętów. Brakowało talerzy, kubków czy sztućców do kuchni i jadalni. Środków czystości, koców, ubrań i butów dla chłopców. W gabinecie zabiegowym nie było łóżka, krzesła, stolika, lekarstw podstawowych i tych, które wspierają wychodzenie z nałogu. W ramach pomocy prowadziliśmy zbiórkę na wyposażenie. Dziękujemy Wam za wsparcie! Każdy dzień, który chłopiec spędzi na ulicy, pogłębia nałóg. Dlatego ważny jest czas, a dzięki Wam projekt został zakończony.